'Przede mną wyrósł jak z pod ziemi Dar.'
<<oczami Patience>>
Niemożliwe staje się możliwe.
Powinnam się cieszyć, w końcu moja matka żyje, właściwie żyje? W takim
razie czemu nie dała żadnego znaku życia? Czemu się nie pojawiła? To
jest jak ruchome piaski. Z każdym krokiem wpadasz bardziej. Co mam
myśleć o tym wszystkim? Udać, że to tylko pieprzony sen i wrócić
szczęśliwa do domu jak gdyby nigdy nic? Nie. Muszę to wszystko
przemyśleć. Park, to jedno z tym miejsc gdzie w nocy możesz się
wyciszyć, siadając na spróchniałej ławeczce przy lodziarni. Delikatne
światło migającej latarni, dodaje magii temu miejscu. Czujesz się jak we
własnym świecie.
- Witaj Pat…- znikąd pojawił się głos Darena
- Cześć Daren- poczułam wewnętrzny strach, jednak nie dałam tego po sobie poznać.
Ukradkiem starłam łzy, i opanowałam się. Szukałam go w półmroku.
- Jestem tutaj- wyłonił się zza drzewa- miałem nadzieję że cię spotkam. Samą.
Ostatnie słowo zaakcentował, tak mocno, że przebiegł mnie dreszcz.
Zaczęłam się bać, nadal tego nie pokazując. Wstałam i zaczęłam iść w
stronę ścieżki. Przede mną wyrósł jak z pod ziemi Dar.
- Zapłacisz
mi za to, że zostawiłaś mnie dla tego dupka. Specjalnie zapłaciłem
Sancie, a ty po prostu do niego wróciłaś. ZOSTAWIŁAŚ mnie. Jakbym był
nic nie wartą szmatą,
Przełknęłam ślinę i zaczęłam cofać się w tył. Chłopak niebezpiecznie szybko zbliżał się w moją stronę.
- A do tego ta suka. Była o krok od powiedzenia ci wszystkiego. Nie
wiesz o mnie nic. Nie znasz mojej przyszłości. Nikt jej nie zna.
Bałam się, cholernie się bałam.
- Tym razem, to ja się tobą zabawię. Tak jak ty bawiłaś się ze mną przez cały ten czas.
To był mój koniec. Uderzyłam plecami o ścianę lodziarni.
- Przygotuj się na swoją ostatnią noc słonko. To ja wygrywam. Nie ty.
Chłopak uderzył mnie w twarz, próbowałam mu się wyrwać, jednak na
próżno. Przywaliłam sobie głową o ścianę, na chwilę mnie to
zdezorientowało. To dało przewagę Darenowi. Przewrócił mnie i zaczął
zdzierać ze mnie ubranie. Nie mogłam nic zrobić. Jedyną opcją był krzyk.
Zaczęłam krzyczeć, ale nikt nie reagował. Krzyknęłam całą swoją siłą,
po czym chłopak dał mi w twarz i zatkał usta ręką. W oddali usłyszałam
szczekanie psa. Chłopak odwrócił się w stronę z której dobiegał hałas.
Wykorzystałam chwilę nieuwagi i zaczęłam uciekać. Biegłam przed siebie.
Do lasu. Powoli traciłam siły, ale nie dawałam za wygraną. Płakałam,
bałam się, byłam zdenerwowana. Długo błąkałam się po lesie, aż
natrafiłam na jakąś ścieżkę. Poszłam nią bo chciałam sprawdzić czy
dokądś prowadzi. Przed moimi oczami ukazała się stara chatka. Nie była
to żadna bezpieczna opcja, ale to lepsze niż błąkanie się po lesie.
Otworzyłam drewniane drzwi, powoli wchodząc do budynku. W kącie ktoś
stał. W tym momencie, moje serce na chwile stanęło…
<<oczami Quennie>>
- Musimy ją znaleźć!- Louis krzyczał to od jakichś 15 minut. Miał łzy w
oczach, martwił się, kochał ją, a jej nie było. Nigdzie. Siedziałam z
nim na kanapie i pocieszałam go, chłopaki wróciły z obchodu miasta, bez
żadnych dobrych wiadomości.. Louisa ogarnęła panika. Chciał zniszczyć
wszystko, potem płakał, a teraz depresyjnie krzyczał. Chłopaki siedzieli
w kuchni i rozmawiali o tym, co mogło stać się Pat.
Zostawiłam Louisa samego i poszłam do reszty.
- Macie pomysły, co mogło się z nią stać?
Od kilku minut w głowie miałam tylko jedno.
- Chłopaki… ja chyba wiem co mogło jej się stać. Myślę, że to Daren jej
coś zrobił. Czasem dostawała od niego puste sms-y a i w ogóle on
mi zawsze wydawał mi się podejrzany.
- Chyba nie myślisz, że…- Liam nie dokończył. Nie musiał, wszyscy wiedzieli o co mu chodziło.
- Myślę, i to cholernie straszne- zaczęłam płakać, a Harry mnie przytulił.
- Nie martw się, znajdziemy ją. Będziemy szukać całą noc ale znajdziemy.
<<oczami Patience>>
Z kąta wyłoniła się staruszka z bujnymi siwymi włosami. Jej zdziwienie było ogromne.
- Ja..przepraszam, po prostu zabłądziłam…- odezwałam się ciężko dysząc
- Nic się nie stało skarbie, wyglądasz na przerażoną- odezwała się
krągła kobieta- Jeśli chcesz, mogę zaoferować ci nocleg, jest kilka
wolnych pokoi.
Kiwnęłam głową i ruszyłam w stronę staruszki. Byłam
na tyle przerażona, że nie obchodziło mnie z kim rozmawiam, ważne że to
nie Daren.. Starsza pani przedstawiła mi się jako Rose. Opowiedziała mi,
że kiedyś miała tutaj ośrodek wypoczynkowy, ale kiedy powstały te
wszystkie hotele w mieście, ona powoli bankrutowała, i zrezygnowała z
prowadzenia tego miejsca. Przebudowała budynek i powstał z niego dom.
Czasami jej dzieci, przyjeżdżają do niego z wnukami, ale zdarza się to
rzadko, dlatego ma chmarę kotów i klika zwierząt gospodarczych.
Zaprowadziła mnie do małego przytulnego pokoiku z dużym oknem.
- Rozgość się, a ja zawołam Cię na ciepłą herbatę.
- Dziękuję – wymusiłam uśmiech
- Łazienka jest na końcu korytarza – dodała jeszcze staruszka i zeszła do kuchni.
Udałam się do łazienki, omyłam moją twarz, która była cała w kurzu i
zauważyłam, że na lewym policzku, od uderzenia Darena został czerwony
ślad. Usłyszałam wołanie starszej pani i zeszłam na ciepły napój.
- Zrobiłam Ci jeszcze kanapki. Smacznego – Rose postawiła przede mną talerzyk z kolacją.
- Dziękuję, jest pani bardzo miła.
- Każdy człowiek powinien taki być – staruszka uśmiechnęła się – mieszkasz w Londynie?
- Tak, tylko w ciemności trudno mi było znaleźć drogę powrotną.
- A co się stało, że uciekałaś do lasu?
- Nic poważnego – nie chcę rozmawiać o tym co się stało. Sama jeszcze się z tym nie oswoiłam.
- Jeśli nie chcesz mówić to nie musisz, tylko lepiej bym Ci pomogła gdybym wiedziała.
- Zaatakował mnie mój stary kolega... ja się już położę, dobrze?
- Dobranoc – ostatni raz spojrzałam na Rose i udałam się do swojego
tymczasowego pokoju. Rzuciłam się na łóżko i zaczęłam cicho łkać w
poduszkę.
<<Oczami Louisa>>
Jak ja się o nią
strasznie boję. Tak bardzo kocham Pat, że nawet nie myślę o jej stracie.
Co się mogła stać, czy ją jeszcze zobaczę? Odchodzę od zmysł z obawy o
nią.
Nagle rozległ się odgłos mojej komórki. Podskoczyłem. Czy to
Patience? Obcy numer, ale przecież mogła jej się rozładować komórka.
- Słucham? – powiedziałem drżącym głosem
- Dobry wieczór – usłyszałem głos starszej pani.
- Dobry wieczór - odpowiedziałem zawiedziony.
- Nazywam się Rose Brown i mieszkam w lesie. Znalazłam pana numer w komórce Patience i dzwonię…
- Pat? Widziała ją pani? – na imię moje dziewczyny natychmiast się ożywiłem.
- Tak, zatrzymała się u mnie w domku. Jest bezpieczna.
- Nawet nie wiem pani jak się cieszę. Zaraz po nią przyjadę.
- Nie. Niech pan to zrobi rano, ona teraz odpoczywa.
- No… No dobrze. Dziękuję, że się nią pani zaopiekowała.
- Nie dziękuj. Przyjedź jutro o 13, dobrze? Zadzwoń, to wytłumaczę ci jak do mnie dojechać.
- Dobrze. Kamień spadł mi z serca.
- Przestań się już martwić, bo wszystko się ułożyło. Do zobaczenia.
- Do zobaczenia – rozłączyłem się i pobiegłem powiedzieć reszcie wspaniałą nowinę. Patience jest bezpieczna.
___________________
Siemka ludzie :) Na wstępie, przepraszamy za tak wolne dodawanie rozdziałów, ale czasem po prostu nie mamy czasu na napisanie czegokolwiek. Dziekujemy za te wszystkie komentarze i wejścia, to fajne uczucie kiedy wchodzisz i widzisz, że ktoś docenia to co robisz : 3 Nie wiem kiedy dodamy następny rozdziął, ale postaramy się jak najszybciej. Jak tam w szkole?
+ ask. fm na którym możecie zadawać pytania:
*klik*
+ nasze drugie opowiadania :
*klik*